First sunny days, new Coach bag & colors. OOTD

First sunny days, new Coach bag & colors. OOTD

    Powoli pogoda za oknem zaczyna robić się coraz bardziej wiosenna. Kilka dni temu pierwszy raz od tygodni zdecydowałam się na lżejszy strój. Body bez rękawów, cienki sweter, spódnica mini - to wszystko skrywało się oczywiście pod płaszczem, ale radość ze zrzucenia dzianiny była naprawdę wielka. Mam nadzieję, że już wkrótce będziemy mogli schować głęboko do szafy grube puchowe kurtki. Dni zdają się to coraz częściej zapowiadać. Promienie słońca sprawiają, że aż chciałoby się przyodziać t-shirt i dżinsową katanę, chociaż na to przyjdzie nam jeszcze poczekać.














    W mojej dzisiejszej propozycji stroju dominuje fioletowy i żółty. Moim zdaniem, bardzo dobrze się ze sobą łączą, a spódnica w tych odcieniach aż prosiła się o zestawienie z jedną z bardziej uniwersalnych rzeczy, jakie mam w szafie - gładkim body. Oba te elementy pochodzą z New Yorkera, oba kupione na wyprzedaży, ale w innym czasie. Zresztą, buty znalazłam w tym samym sklepie. Moim ulubionym elementem jest jednak nowa zabawka - biała skórzana torebka Coach. To zakup z drugiej ręki. Słynna wszywka wewnątrz informuje mnie, że mój model powstał w 2011 roku. To jeszcze nie vintage, ale niestety nie widziałam jej w obecnej kolekcji. Gdyby ktoś chciał jednak poszukać starszego egzemplarza, ten model nazywa się Chelsea Jayden Carryall.



    Jeśli chodzi o biżuterię - postawiłam na minimalizm. Główną rolę odgrywają tu wiszące kolczyki ze srebra, jednak w kolorze różowego złota. Tego odcienia metalu brakowało mi w szkatułce. Teraz mogę się nim cieszyć. Wracając na chwilę do torebki, możecie zauważyć na niej mocno zabarwione złote okucia. Według mnie, bardzo dobrze komponują się one ze złamaną bielą. Może wspomnę też o jakości: jestem pozytywnie zaskoczona. Skóra jest porządna, pozbawiona przetarć. Z racji jasnego koloru można zauważyć drobne przebarwienia, ale nie są one krzykliwe, ba, wręcz ledwo widoczne. To już moja druga torebka Coach i szczerze - chętnie nabyłabym jeszcze inne.








    Myślę, że teraz pojawi się tu więcej "lekkich" propozycji stroju. Mam już nawet w zanadrzu pewne zdjęcia, które chętnie Wam pokarzę. Mimo zachęcającej pogody, warto jednak pamiętać o zarzuceniu na siebie nieco cieplejszej kurtki lub płaszcza. Warstwy to klucz do sukcesu, sposób na noszenie cienkich materiałów bez ryzyka wystąpienia infekcji. Ale kto powiedział, że pod okryciem wierzchnim nie może kryć się spódnica? ;)
    Chętnie dowiem się, jak Wy celebrujecie pierwsze cieplejsze dni - lżejszym strojem, czy może dłuższym spacerem? U mnie te aspekty po części się łączą. Pochwalcie się swoim doświadczeniem.
    Dziękuję za uwagę i pozdrawiam!

Last moments of carnival 2023 | Co założyć na imprezę lub zbliżający się Dzień Kobiet?

Last moments of carnival 2023 | Co założyć na imprezę lub zbliżający się Dzień Kobiet?

Kobieta w fioletowej sukience
Kobieta w fioletowej welurowej sukience     Ostatni dzień karnawału. Chociaż mi upłynął spokojnie, gdybym gdzieś się wybierała, ubrałabym pewnie właśnie tę sukienkę. Jakieś dwa lata temu znalazłam ją na wyprzedaży w H&M za 20 zł. Welur i odkryte plecy prezentują się bardzo imprezowo. Początkowo myślałam sobie: "po co pokazywać tę kreację?", ale pamiętajmy, że miliony Polek wkrótce wybiorą się na obchody Dnia Kobiet. To nasze święto. Dobra okazja, by ubrać się efektownie. Takie małe przedłużenie karnawału. Propozycji stroju na taką sytuację jest wiele. Jak najbardziej, można postawić na cekiny. Zauważcie jednak, jak intrygująco prezentuje się welur. Delikatnie połyskuje, ale nie wygląda nachalnie. Nie mówię, że cekiny takie są, bo nie. Dobrze ograne są propozycją bardzo elegancką. Jednak warto czasem sięgnąć po coś mniej oczywistego, co być może wyróżni nas z tłumu.








    Do sukienki z weluru dobrałam moje ulubione brokatowe szpilki, które towarzyszyły mi chyba na każdej imprezie w ciągu ostatnich dwóch lat. Uwielbiam je! To taki mój tani zamiennik butów Jimmy Choo. Wiadomo, to nie to samo. Nie ta jakość, ale też nie ta cena. A potrzeba została zaspokojona - szpilki wybijają się na tle każdego stroju. Są idealne na większe wyjścia. Oprócz butów, sięgnęłam także po moją ulubioną torebkę ze skóry egzotycznej, którą znalazłam w sklepie vintage. To prawdziwy skarb. Wężowa skóra jest bardzo delikatna, ale też pięknie się prezentuje. Torebka jest malutka, ale zmieści etui na karty, telefon, klucze i niewielką pomadkę lub błyszczyk. Więcej nie trzeba podczas imprez. Od roku to mój pierwszy wybór w takich momentach, chociaż czasem noszę ją też na co dzień.
Uśmiechająca się kobieta z kręconymi włosami
    Taka kreacja nie potrzebuje wyraźnej biżuterii. Polecam drobne kolczyki i delikatne pierścionki. W moim przypadku biżuteria jest wykonana ze srebra, w tym pozłacanego i złota. Złoty pierścionek to pamiątka, prezent, który mój tata podarował kiedyś mamie, a teraz trafił do mnie. Srebrny model pochodzi z C&A - polecam szukać tam tanich błyskotek z tego kruszywa. Są niedrogie i naprawdę ładne. W uszach widnieją pozłacane kolczyki od by Dziubeka. Kupiłam je za grosze w outlecie. Mam też cienką srebrną bransoletkę-łańcuszek z tego samego sklepu, jednak nie jest ona widoczna na zdjęciach. Właściwie, mogłabym ją zdjąć. Nie mogło też zabraknąć wisiorka, jaki dała mi babcia, który poza jednym wyjątkiem nie zniknął z mojej szyi przez kilka lat. Jestem sentymentalna. A biżuteria to piękny nośnik wspomnień.
Elegancko ubrana kobieta
    Podsumowując, to, że zostaje się w domu, nie oznacza, że nie można mieć awaryjnej kreacji na większe wyjście. Ba, nawet warto taką mieć w zanadrzu. Może nie obchodzę ostatniego dnia karnawału, a zamiast tego czekają mnie obowiązki. Ale wiem, że gdybym nagle dostała propozycję wyjścia, lub szykowała się na Dzień Kobiet, pewnie wybrałabym tę sukienkę. Właściwie, to z brokatowymi szpilkami nawet prosta czarna minimalistyczna kreacja prezentowałaby się imprezowo. Więc jeśli ktoś zadałby mi pytanie - "co warto mieć w szafie?" - odpowiedziałabym - "buty, które robią robotę".
    Chętnie poznam Wasze plany na zakończenie karnawału i zbliżające się święto wszystkich pań. Jestem typem domatorki, więc sama nie szykuję niczego hucznego. Zachęcam za to do pochwalenia się własnymi planami! ;)
    Dziękuję za uwagę i pozdrawiam!


O nowych doświadczeniach modowych i zakupach z drugiej ręki. Lumpeks, Vinted, sklep vintage - gdzie kupować?

O nowych doświadczeniach modowych i zakupach z drugiej ręki. Lumpeks, Vinted, sklep vintage - gdzie kupować?

     Powoli już nudzą mnie ciepłe stroje, grube swetry, warstwy, które mają nie tyle dobrze wyglądać, co po prostu grzać. Lubię się tak ubierać, ale trochę długo już to trwa. Dlatego ostatnio sięgnęłam po cienką, przejrzystą bluzkę z metaliczną nitką. Było jednak chłodno, bo przecież nadal mamy zimę, więc połączyłam ją z topem na ramiączkach, ubranym pod spód i marynarką. Ta marynarka to jeden z bardziej uniwersalnych elementów w mojej szafie. Czarna, prosta, lekko oversize'owa ze złotymi guzikami. Kupiłam ją w sklepie vintage. Nie jest jednak bez wad - podszewka nadaje się już tylko do wymiany lub całkowitego usunięcia. Kroki w tym kierunku wkrótce podejmę, zamierzam zanieść ją do krawcowej i zobaczyć, co da się zrobić. Myślę jednak, że wyjście z tej sytuacji jak najbardziej istnieje i nie będę zmuszona do rozstania się z jedną z praktyczniejszych marynarek, jakie mam.
    Po kilku miesiącach przerwy sięgnęłam też po dość lekką spódnicę midi w cętki. Jestem niska, więc z takimi modelami mam mały problem. To dlatego, że większość dostępnych spódnic i sukienek do połowy łydki są na mnie zdecydowanie za długie. To niekorzystnie działa na sylwetkę. Właściwie udało mi się znaleźć tylko dwa takie modele. Jeden to ten, który widzicie na zdjęciach, dorwany w KiK. Drugi to satynowa spódnica z wyprzedaży w H&M. Muszę przyznać, że lepiej czuję się w spódnicach i sukienkach przed kolano. Może nie całkowitych mini, jak sławna propozycja od Miu Miu, której nie rozumiem, ale jednak wiem, że dla mojej figury lepszym rozwiązaniem jest odsłonięcie nóg. Trzeba mimo to mieć na uwadze fakt, że luty to nienajlepsza pora na takie kreacje, nawet jeśli się je lubi.
    Pierwszy raz połączyłam tę spódnicę z kozakami do kolan. Dotychczas obawiałam się, że da to zbyt ciężki efekt. Bałam się tego, chociaż różne internetowe osobistości proponowały to rozwiązanie. W końcu i ja się odważyłam - nie żałuję. Te skórzane buty to jeden z łupów z drugiej ręki. W takich miejscach naprawdę można znaleźć skarby. Warto dawać ubraniom i dodatkom drugie życie. Trzeba wspomnieć, że rzeczy, jak to się ładnie mówi - "pre-loved", czyli "kochane wcześniej", wcale nie muszą pochodzić z lumpeksu. Jest wiele sklepów vintage, które nie wiem czemu, cieszą się lepszą renomą i serwisy takie jak Vinted, o których chyba mało osób myśli jak o miejscach zastępujących second handy. Warto też wymienić butiki luksusowe, oferujące potwierdzenie autentyczności marek designerskich. Tak, tam też kupuje się coś, co było używane. Mam doświadczenie z takimi miejscami, do skutku doszły zakupy w jednym - Keep The Label.
    Torebka. Oj, to spełnienie mojego marzenia o modelu pochodzącym od projektanta. Ferragamo, czyli marka, której poznanie już jakiś czas rozważałam. Znalazłam ten model przypadkiem przed swoimi 26-mi urodzinami. Potraktowałam tę torebkę jak prezent od samej siebie. To egzemplarz z lat 70., niestety nie wiem dokładnie, z którego roku. Była w dobrym stanie i niezwykle korzystnej cenie. Niestety pojawił się problem z paskiem, który teraz coraz częściej wtykam do środka. Ale, kto powiedział, że nie można oddać torebki do renowacji? Przynajmniej w celu naprawy wspomnianego elementu. Sam model bardzo mi się podoba, bo można go stylizować na dwa sposoby - przewieszając na ukos lub w formie kopertówki. Myślę, że to dobry wybór, jako pierwsza torebka od projektanta, bo nie wiem czy już kwalifikuje się, jako "luksusowa". Dodatkowo - opcja z historią, która sięga może nawet pięćdziesięciu lat, cieszy mnie o wiele bardziej, niż gdybym kupiła coś od nowości. To pokazuje, jak długo mogą służyć nam takie akcesoria.
    Na zakończenie dodam tylko, że moje włosy są ostatnio kapryśne. Czasem mogę je rozczesać, bo po prostu skręt sam "ucieka". Prawdopodobnie zmieniła się porowatość kosmyków. W sumie mnie to cieszy, bo zmiany w pielęgnacji, jakie są teraz wskazane, sprawiają, że na nowo odkrywam kosmetyki i się nie nudzę. To właściwie samo w sobie stanowi zaletę. Z racji zachodzących zmian nie zdziwcie się, jeśli na różnych zdjęciach moja fryzura będzie zupełnie inna. Taki urok loków - wygniecione, świeże są mocno wywinięte, ale z dnia na dzień ten efekt zanika i czasem wyglądają lepiej spięte w mocno zbity warkocz. Przynajmniej mogę bawić się w różne upięcia. :)
    Dziękuję za uwagę i zachęcam do podzielenia się Waszymi ulubionymi znaleziskami vintage lub młodszymi, ale z drugiej ręki. Pozdrawiam!

Styczeń: ulubieńcy miesiąca

Styczeń: ulubieńcy miesiąca


    Już dość dawno temu pojawił się tu wpis o moich ulubieńcach miesiąca. Pomyślałam, że tego typu podsumowania były by ciekawym doświadczeniem i dlatego dzisiaj piszę ten post. Faworytów stycznia nie ma jakoś dużo, a wręcz zaledwie czterech. W tym miesiącu skupiałam się na pielęgnacji włosów, jednak w moje ręce wpadły też nowe perfumy i to celebryckie. Nie chcę tworzyć tu jakiejś obfitej recenzji każdej z tych rzeczy - temu raczej poświęcę inny moment. Chcę za to pokazać Wam, po co najchętniej sięgałam na początku 2023 i tym samym - z czasem porównywać moje comiesięczne upodobania.

    Na wstępie, swoich ulubieńców przedstawię w krótkiej, bo tylko czteropunktowej liście. Nieco dalej w tekście znajdziecie także linki do każdego z tych produktów, więc sami będziecie mogli też je wypróbować.



1. Głożyna Cierń Chrystusa (Ziziphus Spina Christi)

2. Michael Buble By Invitation Signature

3. Olej makadamia

4. Turban z satyny wiskozowej Cat&Cat

1. Ziziphus spina Christi to ciekawa roślina zwana po polsku jak wyżej. Na jej podstawie tworzy się ajurwedyjską maskę do włosów. Niektórzy nazywają głożynę bezbarwną henną i coś w tym jest, bo w żaden sposób nie farbuje włosów. To mój wstęp do ziołowania. Ziziphus nadaje się do oczyszczania, wzmacnia włosy, nadaje blask, może je pogrubić. U mnie dodatkowo świetnie podbija skręt. Przygotowanie maski jest niezykle proste, bo wystarczy zmieszać proszek z wodą, chociaż ja do tego celu lubię stosować napar ziołowy. Myślę, że jeszcze wspomnę tutaj o tej intrygującej roślinnej pielęgnacji.

2. Wodę perfumowaną od Michaela Buble kupiłam, bo spodobał mi się zapach. Decyzja nie jest motywowana gustem muzycznym, bo jeśli chodzi o piosenki autora, znam chyba tylko jedną. Ale za to By Invitation Signature bardzo przypadł mi do gustu. Jak na tanie perfumy możemy mówić tu o naprawdę dobrej trwałości. W nutach zapachowych znajdziemy bergamotkę, różę i drzewo sandałowe, czyli te, które chyba najbardziej do mnie przemawiają.

3. Olej makadamia to mój wieloletni faworyt jeśli chodzi o olejowanie włosów. Tym razem jednak, sięgnęłam po produkt nierafinowany, który jak najbardziej mnie nie zawiódł. Dlaczego to ulubieniec miesiąca? Bo stosowałam go obficie, nie tylko na włosy, ale też dłonie, czy twarz, szczególnie przy okazji masażu. Dodatkowo, sprawdził się do pierwszego etapu mycia buzi, czyli zmycia filtra i lekkiego makijażu.

4. Długo szukałam taniego czepka/turbanu z satyny innej niż jedwabna. Nie chciałam inwestować aż tak wielkich kwot, jednak zależało mi na oddychającym materiale, który zabezpieczyłby moje włosy w nocy. Ten turban znalazłam przypadkiem w drogerii Natura. Na przecenie kosztował mnie zaledwie 14 zł. Muszę, co prawda, przypiąć go wsuwkami, ale to u mnie normalne. Kiedy już to zrobię, sprawdza się genialnie i do tego - ma piękny wzór.

    Jak widzicie, dość mocno streściłam się pisząc o ulubionych produktach. To dlatego, że chciałabym w przyszłości poświęcić im więcej uwagi w osobnych wpisach. Dajcie znać, jeśli nasze preferencje się pokrywają. Może macie dla mnie jakieś inne propozycje?

Linki: Ziziphus, By Invitation Signature, Olej makadamia, Turban Cat&Cat