Kosmetyczne podsumowanie listopada


Dzisiaj chciałabym przedstawić Ci kosmetyczne podsumowanie miesiąca. Zebrałam kilka kosmetyków (głównie do pielęgnacji włosów), o których mam zamiar napisać parę słów w dzisiejszym wpisie. Nie przedłużając…
Na początek chciałabym opowiedzieć o jedynych dwóch kosmetykach do makijażu, w jakich zakochałam się w listopadzie. Oczywiście, korzystałam z większej liczby, ale te konkretne przewijały się w mojej rutynie najczęściej. Pierwszą z nich jest paletka Maybelline The Nudes. Zamówiłam ją przez Internet ze względu na dość widoczną różnicę w cenie. Stacjonarnie jej cena wynosi ponad 60 złotych, natomiast online lekko przekracza kwotę 20 złotych. Paleta zawiera idealne dla mnie odcienie, zarówno matowe, jak i połyskujące. Co prawda, cienie nieco zbierają się w załamaniu powieki po pewnym czasie, ale to może wynikać z doboru nieodpowiedniej bazy (jeszcze nie znalazłam właściwej dla moich potrzeb). Kolory mogą wydawać się nudne, ale to właśnie je najczęściej wybieram na co dzień. Kiedy mam ochotę trochę „poszaleć” decyduję się na przepiękne złoto, które znajduje się w tym właśnie zestawieniu. Posiadam w swojej kolekcji kilka palet i ta jest dopiero drugą, która w pełni odpowiada moim upodobaniom.
Drugim akcentem kolorystycznym w dzisiejszym zestawieniu jest pomadka Essence Perfect Shine. Posiadam pierwszy w kolejności odcień (Perfect Moment), który doskonale wpasowuje się w mój codzienny makijaż. Szminka, jak sama nazwa wskazuje, należy do błyszczących. Kosztuje niecałe 13 złotych i pewnie dlatego moje oczekiwania co do niej nie były wygórowane. Pomadka po pewnym czasie znika, jednak efekt nawilżonych ust o upiększonej naturalnej barwie jest w stanie mi to zrekompensować. Nie jest to, co prawda, kosmetyk na „wielkie wyjścia”, ale w codziennych sytuacjach sprawdza się dobrze (do tego jest bardzo komfortowa w noszeniu). Przyznam, że kupiłam ją już jakiś czas temu, bez namysłu, głównie ze względu na promocję w drogerii. Zapłaciłam za nią kuriozalnie niską cenę, co dodatkowo umila mi korzystanie. ;)
Nadszedł czas na podjęcie się tematu włosów. Pewnie zauważyłaś, że ostatnio chętnie zajmuję się tym tematem. Moim największym odkryciem sprzed roku i istnym pewniakiem w stylizacji fryzury jest żel Taft Irresistible Power, potocznie zwany po prostu złotym Taftem. W listopadzie ponownie zwróciłam się w jego stronę. Używałam go namiętnie, za każdym razem ciesząc się z efektów. No… może z drobnym wyjątkiem, ale to prawdopodobnie wina tego, że moje włosy nie były wcześniej naolejowane.  Żel kosztuje od kilku do kilkunastu złotych. Dobrze utrwala czuprynę, co sprawia, że naprawdę chętnie po niego sięgam. Jak wiadomo, w pielęgnacji włosów kręconych dobry stylizator to podstawa. Bez niego nawet idealnie oczyszczona skóra głowy nie zafunduje nam efektu „wow”. Szczerze powiem, że zastanawiam się nad osobnym wpisem poświęconym temu konkretnemu produktowi, dlatego może nie będę się dłużej rozpisywać.
Moim odkryciem listopada jest zdecydowanie pianka Cosmia dostępna za kilka złotych w sklepach Auchan. Jest ona zgodna z metodą curly girl, co oczywiście jest jej dodatkowym atutem. Skład należy do mocno humektantowych, ale efekt jaki daje (zarówno po myciu, jak i przy reanimacji) jest naprawdę satysfakcjonujący. Jeżeli zaciekawił Cię ten produkt, zapraszam do zapoznania się z moją recenzją.
Ostatnio czuję się zmotywowana do testowania nowych produktów. Tak więc, jakieś dwa miesiące temu nabyłam krem Tigi Catwalk Curls Rock Amplifier. Dlaczego piszę o nim dopiero teraz? Ponieważ to w listopadzie skupiłam się na zapisywaniu opinii, które wkrótce zamieszczę w osobnym wpisie. Kosmetyk zakupiłam online za około 30 złotych. Moje wrażenia? Na ten moment różne. Przy nakładaniu go podczas każdego mycia, niezbyt się u mnie sprawdził. Ostatnie efekty pokazywałam na swoim profilu na Instagramie i… no nie wiem, co o nim myśleć. Wkrótce zmobilizuję się do napisania recenzji.
Na koniec krótka wzmianka o sposobie pielęgnacji włosów. Cieszę się, że zmotywowałam się do olejowania włosów przed myciem. Najwidoczniej znalazłam również odpowiedni dla siebie olej – z orzechów makadamia (na zdjęciu produkt firmy Venus dostępny w Rossmannie). Już dwie godziny wystarczą, aby poprawić stan mojej czupryny – włosy nie puszą się, co bardzo mnie cieszy.. Dla porównania przygotowałam dwa zdjęcia – jedno z mycia bez nałożenia oleju, drugie przedstawia efekt po wykonaniu olejowania. Chętnie przedstawię Ci tę metodę, ale myślę, że to mógłby być ciekawy temat osobnego wpisu. Tak czy inaczej – polecam. 
Stylizacja: Tigi Catwalk + Taft (bez olejowania)
Stylizacja: Taft (rezultat po olejowaniu)
Na zdjęciach możesz także dostrzec szczotkę Denman. Co prawda, w listopadzie miałam małą przerwę od jej stosowania, ale… to jeden z tematów moich pierwszych postów o tematyce pielęgnacyjnej, więc zasługuje na miejsce na liście. ;)
Mam nadzieję, że tego typu wpis Cię zainteresował i chętnie przeczytasz kolejne. ;) Niewykluczone, że przygotuję coś podobnego, ale związanego z modą. Co o tym sądzisz?
Dziękuję za uwagę i pozdrawiam! 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz