Styczeń: ulubieńcy miesiąca
Już dość dawno temu pojawił się tu wpis o moich ulubieńcach miesiąca. Pomyślałam, że tego typu podsumowania były by ciekawym doświadczeniem i dlatego dzisiaj piszę ten post. Faworytów stycznia nie ma jakoś dużo, a wręcz zaledwie czterech. W tym miesiącu skupiałam się na pielęgnacji włosów, jednak w moje ręce wpadły też nowe perfumy i to celebryckie. Nie chcę tworzyć tu jakiejś obfitej recenzji każdej z tych rzeczy - temu raczej poświęcę inny moment. Chcę za to pokazać Wam, po co najchętniej sięgałam na początku 2023 i tym samym - z czasem porównywać moje comiesięczne upodobania.
Na wstępie, swoich ulubieńców przedstawię w krótkiej, bo tylko czteropunktowej liście. Nieco dalej w tekście znajdziecie także linki do każdego z tych produktów, więc sami będziecie mogli też je wypróbować.
1. Głożyna Cierń Chrystusa (Ziziphus Spina Christi)
2. Michael Buble By Invitation Signature
3. Olej makadamia
4. Turban z satyny wiskozowej Cat&Cat
1. Ziziphus spina Christi to ciekawa roślina zwana po polsku jak wyżej. Na jej podstawie tworzy się ajurwedyjską maskę do włosów. Niektórzy nazywają głożynę bezbarwną henną i coś w tym jest, bo w żaden sposób nie farbuje włosów. To mój wstęp do ziołowania. Ziziphus nadaje się do oczyszczania, wzmacnia włosy, nadaje blask, może je pogrubić. U mnie dodatkowo świetnie podbija skręt. Przygotowanie maski jest niezykle proste, bo wystarczy zmieszać proszek z wodą, chociaż ja do tego celu lubię stosować napar ziołowy. Myślę, że jeszcze wspomnę tutaj o tej intrygującej roślinnej pielęgnacji.
2. Wodę perfumowaną od Michaela Buble kupiłam, bo spodobał mi się zapach. Decyzja nie jest motywowana gustem muzycznym, bo jeśli chodzi o piosenki autora, znam chyba tylko jedną. Ale za to By Invitation Signature bardzo przypadł mi do gustu. Jak na tanie perfumy możemy mówić tu o naprawdę dobrej trwałości. W nutach zapachowych znajdziemy bergamotkę, różę i drzewo sandałowe, czyli te, które chyba najbardziej do mnie przemawiają.
3. Olej makadamia to mój wieloletni faworyt jeśli chodzi o olejowanie włosów. Tym razem jednak, sięgnęłam po produkt nierafinowany, który jak najbardziej mnie nie zawiódł. Dlaczego to ulubieniec miesiąca? Bo stosowałam go obficie, nie tylko na włosy, ale też dłonie, czy twarz, szczególnie przy okazji masażu. Dodatkowo, sprawdził się do pierwszego etapu mycia buzi, czyli zmycia filtra i lekkiego makijażu.
4. Długo szukałam taniego czepka/turbanu z satyny innej niż jedwabna. Nie chciałam inwestować aż tak wielkich kwot, jednak zależało mi na oddychającym materiale, który zabezpieczyłby moje włosy w nocy. Ten turban znalazłam przypadkiem w drogerii Natura. Na przecenie kosztował mnie zaledwie 14 zł. Muszę, co prawda, przypiąć go wsuwkami, ale to u mnie normalne. Kiedy już to zrobię, sprawdza się genialnie i do tego - ma piękny wzór.
Jak widzicie, dość mocno streściłam się pisząc o ulubionych produktach. To dlatego, że chciałabym w przyszłości poświęcić im więcej uwagi w osobnych wpisach. Dajcie znać, jeśli nasze preferencje się pokrywają. Może macie dla mnie jakieś inne propozycje?
Linki: Ziziphus, By Invitation Signature, Olej makadamia, Turban Cat&Cat
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz