O nowych doświadczeniach modowych i zakupach z drugiej ręki. Lumpeks, Vinted, sklep vintage - gdzie kupować?

     Powoli już nudzą mnie ciepłe stroje, grube swetry, warstwy, które mają nie tyle dobrze wyglądać, co po prostu grzać. Lubię się tak ubierać, ale trochę długo już to trwa. Dlatego ostatnio sięgnęłam po cienką, przejrzystą bluzkę z metaliczną nitką. Było jednak chłodno, bo przecież nadal mamy zimę, więc połączyłam ją z topem na ramiączkach, ubranym pod spód i marynarką. Ta marynarka to jeden z bardziej uniwersalnych elementów w mojej szafie. Czarna, prosta, lekko oversize'owa ze złotymi guzikami. Kupiłam ją w sklepie vintage. Nie jest jednak bez wad - podszewka nadaje się już tylko do wymiany lub całkowitego usunięcia. Kroki w tym kierunku wkrótce podejmę, zamierzam zanieść ją do krawcowej i zobaczyć, co da się zrobić. Myślę jednak, że wyjście z tej sytuacji jak najbardziej istnieje i nie będę zmuszona do rozstania się z jedną z praktyczniejszych marynarek, jakie mam.
    Po kilku miesiącach przerwy sięgnęłam też po dość lekką spódnicę midi w cętki. Jestem niska, więc z takimi modelami mam mały problem. To dlatego, że większość dostępnych spódnic i sukienek do połowy łydki są na mnie zdecydowanie za długie. To niekorzystnie działa na sylwetkę. Właściwie udało mi się znaleźć tylko dwa takie modele. Jeden to ten, który widzicie na zdjęciach, dorwany w KiK. Drugi to satynowa spódnica z wyprzedaży w H&M. Muszę przyznać, że lepiej czuję się w spódnicach i sukienkach przed kolano. Może nie całkowitych mini, jak sławna propozycja od Miu Miu, której nie rozumiem, ale jednak wiem, że dla mojej figury lepszym rozwiązaniem jest odsłonięcie nóg. Trzeba mimo to mieć na uwadze fakt, że luty to nienajlepsza pora na takie kreacje, nawet jeśli się je lubi.
    Pierwszy raz połączyłam tę spódnicę z kozakami do kolan. Dotychczas obawiałam się, że da to zbyt ciężki efekt. Bałam się tego, chociaż różne internetowe osobistości proponowały to rozwiązanie. W końcu i ja się odważyłam - nie żałuję. Te skórzane buty to jeden z łupów z drugiej ręki. W takich miejscach naprawdę można znaleźć skarby. Warto dawać ubraniom i dodatkom drugie życie. Trzeba wspomnieć, że rzeczy, jak to się ładnie mówi - "pre-loved", czyli "kochane wcześniej", wcale nie muszą pochodzić z lumpeksu. Jest wiele sklepów vintage, które nie wiem czemu, cieszą się lepszą renomą i serwisy takie jak Vinted, o których chyba mało osób myśli jak o miejscach zastępujących second handy. Warto też wymienić butiki luksusowe, oferujące potwierdzenie autentyczności marek designerskich. Tak, tam też kupuje się coś, co było używane. Mam doświadczenie z takimi miejscami, do skutku doszły zakupy w jednym - Keep The Label.
    Torebka. Oj, to spełnienie mojego marzenia o modelu pochodzącym od projektanta. Ferragamo, czyli marka, której poznanie już jakiś czas rozważałam. Znalazłam ten model przypadkiem przed swoimi 26-mi urodzinami. Potraktowałam tę torebkę jak prezent od samej siebie. To egzemplarz z lat 70., niestety nie wiem dokładnie, z którego roku. Była w dobrym stanie i niezwykle korzystnej cenie. Niestety pojawił się problem z paskiem, który teraz coraz częściej wtykam do środka. Ale, kto powiedział, że nie można oddać torebki do renowacji? Przynajmniej w celu naprawy wspomnianego elementu. Sam model bardzo mi się podoba, bo można go stylizować na dwa sposoby - przewieszając na ukos lub w formie kopertówki. Myślę, że to dobry wybór, jako pierwsza torebka od projektanta, bo nie wiem czy już kwalifikuje się, jako "luksusowa". Dodatkowo - opcja z historią, która sięga może nawet pięćdziesięciu lat, cieszy mnie o wiele bardziej, niż gdybym kupiła coś od nowości. To pokazuje, jak długo mogą służyć nam takie akcesoria.
    Na zakończenie dodam tylko, że moje włosy są ostatnio kapryśne. Czasem mogę je rozczesać, bo po prostu skręt sam "ucieka". Prawdopodobnie zmieniła się porowatość kosmyków. W sumie mnie to cieszy, bo zmiany w pielęgnacji, jakie są teraz wskazane, sprawiają, że na nowo odkrywam kosmetyki i się nie nudzę. To właściwie samo w sobie stanowi zaletę. Z racji zachodzących zmian nie zdziwcie się, jeśli na różnych zdjęciach moja fryzura będzie zupełnie inna. Taki urok loków - wygniecione, świeże są mocno wywinięte, ale z dnia na dzień ten efekt zanika i czasem wyglądają lepiej spięte w mocno zbity warkocz. Przynajmniej mogę bawić się w różne upięcia. :)
    Dziękuję za uwagę i zachęcam do podzielenia się Waszymi ulubionymi znaleziskami vintage lub młodszymi, ale z drugiej ręki. Pozdrawiam!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz